Wojtek ‘Kidd’ Cichoń - Ok, Powoli...



[Zwrotka 1]
coś z nami musi być nie tak, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt
że nie przyjęła się żadna z zupek Campbella
nawet ta z makaronem w kształcie gwiazdek

potworny ból głowy nawiedza moją czaszkę
jak ktoś zauważył złowieszczo, ciągle zwiększam tempo
i tępo też patrzę na wasze twarze, tętno skacze
ja inaczej wyrażać was nie potrafię, wybaczcie
i w tym momencie właśnie, przechodzę z pomieszczenia
do pomieszczenia, pod oknem na czworakach
by ci z naprzeciwka nie krępowali się skakać
krwawię jak otwarte żyły ameryki łacińskiej
(waaah!)
u mnie na ścianie wiszą obrazy mi nie znane
przy nich jem śniadanie i przy nich zasypiam
gdyby ściany umiały mówić - musiałbym je uciszać
ze straszną obawą że wszystko ujawnią, zdradzą
dlaczego śpię pod biurkiem
dlaczego rysuję sylwetki kobiet ołówkiem, bez talentu
dlaczego wychowałem się tu, a nie na przykład gdzieś
gdzie w życiu nie było mnie, gdzieś w afryce
siedzę i piszę, a co
tego się wstydzę - wyjdźcie sobie na ulicę
i kupcie sobie życie
(powoli...)
[Zwrotka 2]
(okej, powoli...)
nie wszystkie z moich słów dają mi słowa że się dobrze złożą
rozłożą w nieskończoność i idąc do niej boso
1000 gołych stóp, czyli 500 małych głów
a w nich kombinacje snów, które przypomniały mi
jak brzmi
dziecięcy śmiech
bo dzieciństwo - musi się na nas odcisnąć
bo przeszłość, to tylko jedna literka wcześniej niż przyszłość
ta litera to nie T jak Teraz, ale Y
kiedy tańczę, robię to chaotycznie
tak aby każda z moich kończyn doceniła urok nocy
bo w dzień tego nie robię, tym bardziej nie w roboczy.
spójrz mi w oczy, powiedz: "świetnie że jesteś"
wiesz, ja też się cieszę, ale ubolewam nad tym
że nie jestem w stanie przytoczyć
chociaż jednej obiektywnej prawdy
kleję coś z pozsuwanych, porozsuwanych odczuć
muskając palcami plamy na słońcu
będącymi tak naprawdę błędami popełnianymi
przez ojców, ułożone w jeden szereg, wiesz
ja też mam szereg spraw którymi się nie dzielę, w niedzielę
z byle przechodniami, z nieprzeczesanymi włosami
czasami nawet udaje mi się zatuszować całą prawdę
tworzę to co nieuniknione, łapiąc gówno w locie
zniewieściałe litery bez ojców znalazły dom w końcu
przy moim boku
przetasowałem góry i nasrałem na słońce
palec do budki, kto był wyżej
pomysły spadające z mojej głowy przesypują się w klepsydrze
"kiedyś to wszystko będzie twoje" - na samą myśl się boję
pokój wchłaniam, ty to hałas, niech najbliżsi zginą dla nas
atakuję przekaz (przekaz, przekaz, przekaz, przekaz)
(okej...)
[Zwrotka 3]
(okej, powoli...)
moje pojęcie o poezji ogranicza się do kilku tysięcy podziemnych MC's
ery bitników
i kilku przypadkowych tomików, mniej przypadkowych typów
nie mam swojego manifestu, ale ten od braci Marx zawsze w ręku
i z nim obok, przepowiadam nową wojnę klasową
przeciwstawiam się faktom, które wyświechtane wyświetlane
na ekranie, mówią mi że nie znam się, że nie żyję dzisiaj
a jakie to uczucie? O to zapytaj się Hendrixa
natomiast jak mówią podręczniki
"wszyscy wielcy, byli zawsze nieszczęśliwi"
czy coś mnie jeszcze dziwi? Zaskakuje artyzmem?
pisząc te wersy leczę swoją życiową bliznę
doktor mówił że się wyliżę
chociaż wolałbym żebyś to ty zrobiła za mnie
teraz najwyższy czas jest na jogging w parku
pozostawiam dla starców
chociaż nie, dzisiaj było za zimno na jogging
tak zimno, że moje myśli się skraplały w komiksowe dymki
z wyrazami, co zdradzają moje niecne zamiary
przemyślenia wirowały mi nad głową, pomyślałem że zasnę
i mój sen stanął koło mnie, tuż obok
"faktycznie było zimno."
ale jej nie wzrusza obraz mnie szwendającego się pod zimową
białą nocą, natomiast mnie rusza obraz jej samej i na niej
który śni mi się co noc
przytuleni w siebie w uścisku, świecimy jak splot słoneczny
żaden z użytych przeze mnie wyrazów nie był konieczny
choć gdybym zamiast mówić, grał na bębnach?
wszyscy mielibyście pałeczki perkusyjne wbite w serca
rozumiesz? bo ja rozszyfrowuję swoje słowa
w czasie ich produkcji
masowej taśmowej manufaktury
której specjalnością są bzdury...
czteroznaczny
raz - dla mnie
dwa - dla niej
trzy - dla nich
a na cztery? włączam pamięć i zanik
nie chcę pamiętać że znacie się nawzajem
bo ja was nie znam!
biznesmeni, wierszokleci o śliskich rękach
namacalna egzystencja stanowi mą domenę
a waszą?
www.poeci.pl

Comments

  • ×